Obserwacje podobnych przejawów regresu łatwo prowadzą do uznania, że ewentualne możliwości rozwojowe człowieka dorosłego są tak nikłe, iż mówienie o nich może wzbudzić irytację. Gdy pewien pan w sile wieku dowiedział się, że piszę tę oto książkę, skomentował jej tytuł z przekąsem:
A ja właśnie w ramach rozwoju człowieka dorosłego zamówiłem sobie aparat słuchowy!
Inna osoba, oczytana w literaturze na temat rozwoju dzieci i młodzieży, skomentowała tytuł tej pracy czymś w rodzaju protestu: Przecież człowiek dorosły powinien być rozwinięty!
Ktoś mniej uczony ograniczył swój sceptycyzm do kwestii dobrej woli: ■— Człowiek dorosły mógłby się rozwijać, lecz nie chce… Tak czy inaczej, dotykamy tu tematu równie kontrowersyjnego, co drażliwego. Cytowane nieraz przykłady genialnych artystów, których rozwój wyraźnie przekraczał granice młodości i przynosił dzieła coraz to głębsze (Michał Anioł, Tycjan, Goethe i inni), łatwo uznać za wyjątki nadużywane w celach moralizatorskich, nie zmieniające ogólnego obrazu stagnacji i upadku z wiekiem. A jednak współczesne badania, o których mowa będzie dalej, podważają ten jednostronny obraz, dostarczając dowodów na istnienie bogatych rezerw rozwoju w wieku dojrzałym. Dane te przyjmowane są nieobojętnie. Jedni reagują na nie przypływem optymizmu i wiary w swe możliwości. Inni, w pełni zadowoleni z siebie i przemawiający do własnych dzieci z pozycji istot wszechwiednych i doskonałych, dostrzegają w tej nowej wiedzy niepokojące zagrożenie. Czy nie wynika z niej aby obowiązek dalszej pracy nad sobą, będący dotąd przykrą powinnością dziatwy? Powinnością narzucaną młodzieży przez ludzi dorosłych, szczęśliwie wolnych już od podobnych zmartwień.