Reakcje na konflikty

„Zaskoczyło mnie, że tak szybko odkryłam w niej te gwałtowne i jawne reakcje na konflikty ze mną, na które ja sobie nie pozwalałam wobec swej rnatki. Ja konflikty z własną matką przeżywałam potulnie. Natomiast moja córka z miejsca protestuje. Lecz dzięki temu, iż krzyczy, wiem, co się w niej dzieje. Konflikty od razu wychodzą na jaw. Są to dla mnie prawdziwe lekcje. Uczą mnie one, że w kontaktach z dziećmi trzeba bardzo panować nad sobą i przyznawać dziecku prawo do mówienia nawet rzeczy sprzecznych z wolą i życzeniem rodziców […1. Odkrycie tej prawdy było dla mnie swego rodzaju zaskoczeniem, bo moja matka była autorytetem absolutnym i umiała mnie całkowicie zmusić do grzecznego posłuszeństwa. Polemiki z nią były niedopuszczalne. […]
Kiedyś miałam wielką scysję ze swą najstarszą córką, o które i tu opowiadam. Ona 'byia bardzo niegrzeczna. Byłam wtedy dodatkowo zdenerwowana rozmową z matką, która jeszcze teraz potrafi rai nawymyślać jak smarkuli. W pasji wepchnęłam córkę do pokoju. Ona potknęła się o dywan i upadła. Natychmiast wstała i rzekła: Mamo, czy tak się traktuje własne dzieci? Ton wyrzut dziwnie mnie otrzeźwił. Uświadomiłam sobie, że ona w tym momencie ma rację. Miała wtedy bodaj sześć lat. […] Czy o tym, o czym mówię, wszyscy rodzice dowiadują się w porę? Z tym prawem dziecka do buntu wielu rodziców godzi się zbyt późno. Dziecko ma prawo do protestu, do widzenia stwierdzenia, że my nie jesteśmy doskonali. I do powiedzenia tego. Jeśli się w tym pomyli, to my i tak się wybronimy. Trzeba się nauczyć spokojnie akceptować i znosić sceptycyzm dzieci wobec nas samych, bo tylko wtedy jest szansa na powstanie rozkwit przyjaźni między rodzicami a dziećmi. Myślę, że moja córka dała mi świetną lekcję, kiedy tak zareagowała. […] Nieustannie wypada mi rewidować swoje wychowawcze zapędy” (Pietrasiński 1979, s. 127—128).