Jeszcze bardziej aktywną formę korzystania z teraźniejszości zalecał Montaigne, dając wyraz typowej dla wieku średniego świadomości własnego przemijania, obcej ludziom młodym, przekonanym o bezmiarze rozpościerającego się przed nimi czasu: „Mam słownik mój — pisał schorowany Mon- taigne w wieku około 55 lat — zupełnie dla siebie: spędzam czas, kiedy jest przykry i dolegliwy: gdy zasię jest luby, nie chcę go wówczas spędzać, jeno smakuję go i przytrzymuję. Trzeba biec ze złem, a przysiadać z dobrem. […] Tym jeno właśnie przystoi nie znajdować goryczy w śmierci, którzy znajdują słodycz w życiu. Jest pewna gospodarność w korzystaniu zeń; ja korzystam dwa razy tyle co inni, w użyciu bowiem miara zależy od mniejszej lub większej uwagi, z jaką się doń przykładamy. Dziś zwłaszcza, gdy moje życie widzi mi się tak krótkie co do czasu, chcę je pomnożyć co do wagi. Chcę zatrzymać ryehłość jego uciekania rychłością mego chwytu; wydatnością korzystania wyrównać pośpiech jego odpływu. W miarę jak posiadane życie staje się krótsze, trzeba mi je uczynić tym głębszym i tym pełniejszym” (Montaigne 1985, t. III, s. 323).