Niektóre kobiety przechodzą kryzys wywołany przekroczeniem czterdziestki, przeżywanej boleśnie jako granica dwóch epok życia. Oto dramatyczny opis stanu ducha z tego okresu, zaczerpnięty z intymnych Dzienników Zofii Nałkowskiej: „Dawniej pochlebiałam sobie, że będę umiała się starzeć. A jednak ten właśnie kryzys przeżyłam bardzo ciężko, głęboko i dokładnie. Na wszystko naokoło, na wszystko życiowo aktualne patrzę jak na coś, co nastąpiło po mnie. Nie patrzę już na życie, oglądam się za nim. I nie jest to wcale pogodna melancholia. […] Tak jak w pięknej książce Pompera: «wstyd jest być chorym, wstyd jest umierać», tak mnie po prostu straszliwie wstyd jest być starą. Mój odwieczny, estetyczny stosunek do siebie jest bankructwem. Mówię wciąż o innych, myślę o innych — by swoją własną odwrócić od siebie uwagę. Jest mi wstyd, że nie jestem już szczupła i zwłaszcza, że ostatecznie wszystko jest jedno, jaka jestem. Ale powtarzam — pozory są zachowane, jestem, jakby nic się nie stało, jakbym już od dawna miała te czterdzieści lat. Jestem dobrotliwa, żartobliwa, ciotkowata […1. I pomimo że od piętnastego roku życia cieszyłam się i pyszniłam moją młodością, to przecież teraz dopiero zrozumiałam, że młodość jest atutem. Młodość nie jest stanem, jest wartością, dodaną do wszystkiego innego. A starość jest odjęciem tej wartości od wszystkiego” (Nałkowska 1980, 1 3, s. 160—161). ’